Tour de Warsaw, no prawie.
Wczoraj zrezygnowałem z jazdy w Tour de Warsaw, czyli 250 km, czy ileś, dookoła Warszawy. Nie wydoliłbym fizycznie. W poprzednim wpisie opisałem dlaczego. Dzień przed TdW doszedłem do wniosku, że to fantastyczny pomysł wyciskać nogami pełne obciążenie na jakimś sprzęcie na siłowni. I tak przerzucałem te tony stali przez 1,5h, a potem ledwo co doszedłem o własnych siłach do szatni. Everyday is a leg day. Dlatego odpuściłem, bo wiedziałem, że nie dałbym rady za Chiny.
Siedziałem sobie więc na fejsie, a tu ping - foto z informacją, że TdW będzie przejeżdżało przez Okuniew o 14:00. No grzech by było nie dołączyć, w końcu rzut beretem ode mnie. Szybko ogarnąłem ciuchy i wskoczyłem na szosę. Razem śmignęliśmy +100 km. Całkiem klawo. Chłopaki mają armaty nie do zajechania. +200 na liczniku, a oni lecą 40 km/h po Przyczółkowej jakby dopiero co z domu wyszli.
Dzięki chłopakom poszło kilka rekordów, zamknąłem stówkę w mniej niż 4h, wpadło też trochę dobrych pozycji na stravowych segmentach.
A pomyśleć, że mogłem pojechać standardową rundę po Powiślu...
Kto zauważył nowy bajer na blogu? Jak się podoba?
- DST 114.00km
- Czas 04:00
- VAVG 28.50km/h
- VMAX 60.00km/h
- Temperatura 40.0°C
- Kalorie 2171kcal
- Podjazdy 118m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Komentarze
Komentuj