Wpisy archiwalne w kategorii
Pro
Dystans całkowity: | 2172.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 87:40 |
Średnia prędkość: | 24.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4175 m |
Suma kalorii: | 23584 kcal |
Liczba aktywności: | 35 |
Średnio na aktywność: | 62.07 km i 2h 30m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 2 października 2014
Kategoria Pro, Trening > 20 kmph i < 24kmph
Mocny test dętki za 5,50 PLN podejście ostateczne
Kwestia dętek została definitywnie rozwiązana. Decathlonowa dętka za piątkę sprawdza się równie dobrze, co jej droższe odpowiedniki znanych marek. Nie znalazłem żadnej różnicy między dętką za piątkę, a tą za >20PLN, oprócz napisu oczywiście. Wszystkie są produkowane w Chinach (pewnie w tej samej fabryce), wszystkie spełniają swoją funkcję. Po co więc przepłacać?
Hardkorowy test (bo sam nie wierzyłem, że tak tania dętka może się sprawdzić) przeprowadziłem po szutrach, bezdrożach i leśnych duktach. Na taką trasę przezornie jest wziąć naładowaną kartę miejską. Jadąc po takiej nawierzchni na szosowych oponach z ciśnieniem 8,5 bara, to jak wycieczka na karbonowych zippach po polskich asfaltach.
Wynajdywanie najcięższej drogi, kiedy zaraz obok jest gładziutka szosa ułatwiła mi nawigacja GPS. Jak zwykle niezawodna.
Decathlonówka waży klasyczne 100 gram. Ponad dwa razy droższa CST waży 107 gram. Continental Race ma 104 gramy. Najtańsza dętka na świecie jest również najlżejsza. Mimo to, wg. mnie, w sporcie amatorskim, na aluminiowej, czy stalowej ramie to i tak żadna różnica, czy coś waży 107, czy 100 gram. Więc po co przepłacać?
Rezultat testu jest taki: dętka przód z Decathlonu na koniec jazdy 8,5 bara. Dętka tył Continental 28 Race już niestety 5 bar. Produkty Decathlonu to taka trochę lepsza chińszczyzna. Nad wzornictwem można uronić nie jedną łzę, w sklepie panuje mały chaos cenowy (swojego czasu wyrwałem wspaniały bidon za 19pln, teraz kosztuje już stówkę), a dekatlonowa owijka jest najgorsza i zarazem najpopularniejsza na mazowieckich szosach. Mimo tych wszystkich wad marki, z pewnością mogę Wam polecić decathlonowy dwupak dętkowy. Całkiem wporzo dętki. Jeżdżą jak każde inne.
Wybaczcie za brak ostrości, ale walczyłem o życie
Coś czuję, że pobiję rekord ustanowiony przez Morsa i jego nieskalaną Dębicę.- DST 77.70km
- Czas 03:42
- VAVG 21.00km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 1471kcal
- Podjazdy 128m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Wtorek, 9 września 2014
Kategoria >24kmph, Dystansówki > 50 km, Łańcuch, Pro
Gassy - szosowa mekka
To tutaj spotkasz Cervelo P5, a Pinarello i Bianchi to codzienność. Jeśli nie potrafisz utrzymać 40km/h na całym segmencie to nie masz co się tam pokazywać. Gassy - mekka kolarstwa. To właśnie tu wszyscy warszawscy kolarze spotykają się na swoje codzienne rundy. Często zerkaj za swoje ramie, bo akurat może Cię potrącić peleton Ośki Warszawa, czy innego Żolibera.
Sparaliżowany strachem pojawiłem się tam również i ja. I co zobaczyłem? Gładki asfalt, jakieś pola, Wał Zawadowski. Żadnej magii. Równie dobrze można jeździć po Okuniewie, czy innym Raszynie.
A jednak Gassy to co innego. Nikt nie wie dlaczego, spotyka się tutaj cała kolarska śmietanka. Można poznać mnóstwo kolarskich znajomych. Można się dowiedzieć też jak łatwo jest zerwać Cię z koła.
Na Agrykoli w sumie też można.
- DST 70.00km
- Czas 02:43
- VAVG 25.77km/h
- VMAX 69.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1378kcal
- Podjazdy 178m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Niedziela, 7 września 2014
Kategoria Łańcuch, Pro, >24kmph, Dystansówki > 50 km
Dlaczego buty na szosę powinny być białe
©Tomasz Bobrowski
Mój znajomy planuje zakup pierwszych butów i pedałów SPD. Bardzo fajnie. Będzie noga. Jest niestety jeden problem. Wybrał czarne. Będąc wiernym zasadzie #2 OREC, nie mogłem nie wyrazić swojego zdania odnośnie butów w kolorze czarnym. Moje namowy za butami w kolorze białym nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, więc postanowiłem stworzyć najkrótszy poradnik na świecie.
Najpierw przytoczę kilka cytatów, aby nie być gołosłownym
Cyclingtips:
"Shoes
PRO: One shall only consider wearning white shoes. However, the better one gets, the more obnoxious one’s shoes can be. If done carefully, one can disguise lack of ability and fitness with a loud set of shoes."
http://cyclingtips.com.au/2009/11/how-to-dress-pro/
Szymonbike:
"Uniwersalna zasada jest następująca, czarny jest najbardziej trzepacki a biały najbardziej PRO."
http://szymonbike.blogspot.com/2012/02/stylowa-odcinek-szosty-buty.html
To teraz mój najkrótszy poradnik na świecie.
Dlaczego buty na szosę powinny być białe? Spróbuj znaleźć kogoś w czarnych na zdjęciach poniżej.
Tour de France 2009
©Jasper Juinen/Getty Images
Vuelta a España
Giro d'Italia
Teraz już wszystko jasne.
Vuelta a España
Giro d'Italia
Teraz już wszystko jasne.
- DST 72.19km
- Czas 02:56
- VAVG 24.61km/h
- VMAX 50.00km/h
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Sobota, 6 września 2014
Kategoria Duet, Lameriada, Łańcuch, Pro, Trening > 20 kmph i < 24kmph
Dlaczego nienawidzę weekendów
Pod koniec tygodnia 90% warszawiaków wyjeżdża do swoich rodzinnych miast i okolicznych wsi. Ruch uliczny jest na tyle zmniejszony, że szosowanie po głównych arteriach samego centrum stolicy powinno być samą przyjemnością dla kolarza. 30 stopni Celsjusza, trzy samochody na krzyż. Czego jeszcze potrzebuje kolarz do pełni szczęścia? Wszystko wydaje się takie piękne
Kiedy wszystko jest takie idealne, do akcji wkraczają niedzielni rowerzyści. W tygodniu mija się ludzi dojeżdżających do pracy na rowerach i kolarzy, którzy akurat wzięli sobie urlop w korpo, w weekend spotyka się całe rodziny z dziećmi, dziadkami i do tego psami na smyczy. Czy tak ciężko zrozumieć, że DDR to nie jest najlepsze miejsce dla dzieci do nauki jazdy na rowerze? Czy tak ciężko zrozumieć, że jadąc ze znajomymi całą szerokością ścieżki uniemożliwia się jazdę innym uczestnikom ruchu na DDR? Nie wiem tylko jak się czują psy ciągnięte na smyczy za stylowymi paniami na holenderkach.
Niedzielni rowerzyści boją się ruchu ulicznego, więc za Chiny nie wyjadą na ulicę. Pakują się więc na ścieżki rowerowe, bo przecież można tam pojeździć parami, pouczyć synka jazdy na dwóch kółkach, a i psa przy okazji się wyprowadzi na spacer.
Na nic nie zdadzą się apele 1,5 metra strefy bezpieczeństwa dla rowerzysty, nic nie dadzą nowo wybudowane ścieżki rowerowe, kiedy my sami nie będziemy potrafili z nich korzystać. Macie jakąś radę na niedzielnych rowerzystów na DDR? Bo mi już ręce opadają.
P.S. Jeśli jeśli widzisz, że jadę z naprzeciwka to nie wyprzedzaj rowerzysty przed Tobą. Takie chamskie zepchnięcia z DDR są już na porządku dziennym, jak kurna u Ruskich...
- DST 60.89km
- Czas 02:49
- VAVG 21.62km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Kalorie 1081kcal
- Podjazdy 259m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Dwie skrajności
Prezentowane we wpisie historie wydarzyły się w przeciągu kilku dni w tym miesiącu. Idealnie pokazują dwie, diametralnie różniące się postawy kierowców i rowerzystów próbujących żyć obok siebie na warszawskich ulicach.
Sytuacja numer 1:
Jechałem sobie codzienną rundę po Kredytowej. Pani (yariską, no bo czym by innym) klasycznie wymusiła na mnie pierwszeństwo włączając się do ruchu z parkingu. Wyhamowałem do 0, a zauważyła mnie dopiero wtedy, kiedy spojrzałem na nią przez prawą szybę jej samochodu. W myślach już komponowałem soczystą wiązankę, którą miałem zamiar posłać w jej kierunku, kiedy Pani się do mnie uśmiechnęła, uchyliła szybkę i ładnie mnie przeprosiła. Będąc w szoku, odwzajemniłem uśmiech i nic nie mówiąc pojechałem dalej swoje. Pani poprawiła mi humor na cały dzień. W sumie nic się nie stało, ona popełniła błąd, ja i tak musiałem zatrzymać się dalej na światłach... po co żywić do siebie nienawiść za takie błahostki?
Sytuacja numer 2:
Miejsce: Most Poniatowskiego w stronę Waszyngtona. Jadąc na klapie jakiegoś busu dowożącego ludzi z okolic Warszawy do miejsc pracy, wyprzedziłem mastersa. Widząc co się dzieje, lekko odpuściłem sztajer, który rozpędził mnie do 50km/h i zostałem nieco z tyłu. Podczas wyprzedzania, bus prawie zahaczył przednie koło mastersa tylnym zderzakiem. Może i było niebezpiecznie, ale nic się w ostatecznym rachunku nie stało. Ooo, ale nie dla mastersa. Rozwścieczony masters rozpędził swoje karbonowe Corimy do I prędkości kosmicznej, zjechał na lewy pas Poniatowskiego i zrównał się z busem celem konwersacji z kierowcą. Słysząc same przekleństwa i widząc jak rozwścieczony masters blokuje cały pas tworząc za sobą pokaźny korek, było mi szalenie głupio. Czy pan masters nie mógł sobie pogadać z kierowcą, kiedy ten zatrzymałby się na przystanku sto metrów dalej? Nie! Waleczny masters musiał pokazać wszystkim wokoło jak bardzo został skrzywdzony.
Sytuacja numer 3:
Ruszam ze świateł. Wpinam but w zatrzask i zaczynam się rozpędzać. Sekwencja powtarzana niezliczoną ilość razy. Mój tor jazdy jest prosty, nie wykonuję żadnych dziwnych, nieprzewidzianych ruchów. No normalnie sobie jadę. Nagle słyszę za sobą klakson. Odwracam się i widzę typa jadącego lewym pasem na blachach WND w czerwonym pasacie (czerwony najszybszy) wyklinającego mnie w wniebogłosy i walącego się w czoło. Wykonałem gest ręką oznaczający, że kompletnie nie wiem o co mu chodzi. Ten za to odważnie pokazał mi środkowy palec i niczym prawdziwy facet... odjechał w siną dal byle co szybciej. Teraz już nigdy nie poznam prawdy, co ja takiego zrobiłem, że musiałem się nasłuchać tylu przekleństw skierowanych w moim kierunku. Może to właśnie dlatego, że jechałem.
Reakcje kierujących są przeróżne. Od walecznych mastersów, po odważnych nowodworzaninów w czerwonych passacinach. Są też ludzie, którzy na drodze trzymają się cywilizowanych zasad, tak jak pani z pierwszej historii. Czy nie żyłoby się nam wszystkim lepiej, gdyby wszyscy byli tacy jak ta pani? I czy zwykły dzień na szosie nie może wyglądać tak jak na filmie poniżej?
SOUND ALERT!
- DST 54.34km
- Czas 02:14
- VAVG 24.33km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 1270kcal
- Podjazdy 615m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Szalona niekompetencja typa z rowerowego
Zrobiłem to. Wygrałem nierówną walkę z zapieczonym mostkiem. Wypróbowałem wszystkie sposoby znalezione w internertach, jak i te, które proponowaliście mi Wy. Niestety, poskutkowała metoda najbardziej drastyczna - wycięcie.
Zalewanie kretem z wrzątkiem
Zmiana wysokości mostka, a w tym przypadku również jego wymiana, była konieczna. Jadąc obok kolarskich kolegów na pro szosach, przez moją pozycję na rowerze, czułem się jakbym jechał na Jubilacie, dodatkowo mostek był dla mnie zbyt długi. Niby to jedna z prostszych regulacji w rowerze, a jednak męczyłem się z tym 6 dni. Taki uparty był.
Ciach! [pro tip]: Aluminium tnie się łatwiej jeśli ostrze piły posmaruje się naftą
Zawiodły takie metody jak próby zwykłego wykręcania, ostukiwania, zalewania penetratorami, kretem, ogrzewania ogrzewnicą, czy próby wbicia go do środka rury sterowniczej przy pomocy pięciokilowego młota. Grill
Jedyne remedium na taką usterkę to wysoka temperatura. W tym przypadku robotę zrobiło czterokrotne rozgrzanie rury sterowniczej wraz z resztką mostka, którą należy następnie ostudzić w zimnej wodzie. A, bez imadła też się nie obyło.
Jęk odpuszczającego ścisku po kilkudziesięciu godzinach zmagań to najpiękniejszy dźwięk dla męskich uszu.
To teraz przejdę to głównego tematu tego wpisu. Chcąc dodać mojej szosie nieco sportowego wyglądu, postanowiłem założyć mostek ahead wraz z reduktorem na stery klasyczne. Pojechałem więc po te części do mojego ulubionego sklepu rowerowego. Taki zaciszny kątek prowadzony przez studentów na samym końcu świata. Nie podam jednak jego nazwy, ponieważ nie chcę psuć mu reputacji przez pojedynczy wybryk pracownika, którego płeć również pominę ;) hehe. "Dzień dobry, poproszę reduktor ahead 22,2mm na stery klasyczne do kierownicy 25 z hakiem." Pracownik niewiele mówiąc spytał się, czy w macie, czy błyszczący. Jasne, że błyszczący. Otrzymawszy potrzebne części wróciłem do domu i jakież było moje zdziwienie, że mostek ma średnicę ~28mm, a reduktor ~25mm (czyli niestandardową). Dodatkowym udziwnieniem był fakt, że reduktor o średnicy 22,2 (czyli prawidłowej) do rury sterowniczej wchodził topornie. Mimo wszystko, mostka i tak na nim nie dało się zacisnąć. Trudno, trzeba było jechać znów na drugi koniec świata i wymienić którąś z części. Niestety, była sobota, a sklep czynny był tylko do 15. W niedzielę był zamknięty. Tak pracownik mojego ulubionego sklepu pozbawił mnie roweru na cały długi weekend. Dzięki! Niezrozumiałe dla mnie jest to, jak można być tak szalenie niekompetentnym i, jako ekspert, oferować klientowi dwie niepasujące do siebie części, które w zamierzeniu miały stanowić całość.
Stawiłem się w sklepie dopiero w poniedziałek. Reduktora niestety mi nie wymieniono, ponieważ porysowałem go podczas montażu. W sumie zrozumiała sprawa. Otrzymałem nowy reduktor o odpowiednich wymiarach z rabatem ~5 PLN. Dzięki mój ulubiony sklepie. Więcej już do Ciebie nie wpadnę za Twoją bezczelność.
Takim sposobem serwis, który powinien trwać nie więcej niż 20 minut, przeciągnął się na 6 dni. Mimo wszystkich niedogodności, efekt końcowy zadowala mnie jak najbardziej. Mostek jest krótszy, wysokość kierownicy idealna. No i w końcu relacja kierownica - siodełko jest taka, jaka być powinna. Klasa.
Następnym razem, w sklepie rowerowym zjawię się z całym zestawem narzędzi, żeby wszystko dokładnie sprawdzić na miejscu. Ba, nawet dętki będę sprawdzał, czy na pewno dają mi 28"
Powrót na szosę po tak długim czasie poskutkował zakwasami. Zapomniałem nawet, że coś takiego jak zakwasy istnieje.
- DST 52.83km
- Czas 02:11
- VAVG 24.20km/h
- VMAX 48.00km/h
- Kalorie 1052kcal
- Podjazdy 306m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Jak jeździć w deszczu
Ronda Pilipinas Cycling Tour, ©ANDREW TADALAN
Korzystając z ubłoconego roweru po wczoraj i pamiętając, że pogoda na rower jest tylko dobra, albo bardzo dobra, wyszedłem na szosę w strugach deszczu. Po 40 km miałem najbardziej zasyfiony rower w całej karierze. Wypracowałem kilka zasad, których należy się trzymać, jeśli chce się utrzymać w pionie na mokrej szosie i się nie połamać.
Najgorsze jest pierwsze kilka minut deszczu, kiedy jeszcze woda nie zdążyła spłukać smarów zalegających na ulicy. Szosowe opony mają wtedy taką samą przyczepność, co na lodowisku. Wtedy trzeba uważać najbardziej.
Ze świateł należy ruszać z cięższym przełożeniem niż zazwyczaj. To zapobiegnie boksowaniu tylnego koła i glebie wprost pod ruszające samochody.
Jeśli akurat jedziesz po drodze dla rowerów, omijaj wszystkie znaki poziome (namalowane rowery, pasy, itp.). Te znaki na ulicy są malowane specjalną antypoślizgową farbą (po tym, jak jakiś poseł poślizgnął się na nich na motorze), natomiast znaki poziome na DDR są tak śliskie w deszczu, że możesz wyłożyć się do poziomu bez wykonywania jakichś szczególnie dynamicznych ruchów.
Po trzecie, tory. Każdy na oponach 700x23c i węższych wie, czym skutkuje najechanie na szynę pod złym kątem (... no, nie każdy.). W deszczu, nawet jeśli się postarasz, żeby szyna nie podcięła Ci przedniego koła, to zawsze możesz się na niej poślizgnąć. Szczególnie niebezpiecznie jest na rondach z przejazdem dla tramwajów. Opony podczas skrętu potrzebują dodatkowej przyczepności. Mokra stal torów ma zerową. Driftowałem tak już wiele razy i chyba jedynym środkiem zapobiegawczym jest ich przeskoczenie.
Jeśli wozisz ze sobą jakąś elektronikę, dobrym patentem jest mieć zawsze przy sobie gumową rękawiczkę. Przyda się przy drobnych naprawach na trasie (szczególnie jeśli masz akurat białą owijkę), a w deszczu posłuży jako ochrona przed wilgocią np. dla telefonu.
No i najważniejsze, hamowanie przednim hamulcem to samobójstwo.
Elizabeth Armitstead, ©Pool/Getty Images Europe
- DST 40.12km
- Czas 01:39
- VAVG 24.32km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 814kcal
- Podjazdy 239m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Kategoria Trening > 20 kmph i < 24kmph, Pro, Łańcuch
II etap Tour de Pologne 2014
Tak jak zapowiedziałem, skróciłem swoją codzienną rundę i podjechałem na Plac Teatralny. W końcu to również moje święto. Stolica dzisiaj była w stu procentach kolarska.
Na początku startowały młodziki. Zainteresowanie przechodniów 0, kibiców 0, pan przewodnik opowiadał garstce turystów o historii Bristolu, który akurat złapał się na zdjęciu. Pewnie wyglądałem dość dziwnie stojąc sam i dopingując na całe gardło zarzynających się młodzików, no ale w końcu po to tu przyjechałem.
Jedna, jedyna, oprócz mnie, zainteresowała się mała dziewczynka, która poprosiła tatę o zdjęcie
Tymczasem, młodzież dalej katowała swoje Krossy, Whistlery i inne typowo normalne rowery.
Robią robotę
Pojechałem zrobić dalszy rekonesans w kierunku mety
Po wyścigu młodzieży pozostały dwie godziny do przyjazdu głównego peletonu prosów. Pojechałem więc na Agrykolę.. i ogólnie tak jeździłem na tym rowerze po mieście bez celu, to tu, to tam. Okazało się, że niestety, inni tak nie mogli.
Wróciłem na pl. Teatralny (bez żadnych trudności), żeby zająć miejsce. Kibiców było mnóstwo. Wielu przypadkowych, wielu zagorzałych fanów kolarstwa, którym łezka kręciła się w oku, że etap TdP ma być właśnie u nich w mieście. Było też dużo dzieci. Tu chciałbym pozdrowić nieznajomego tatę dwójki, na oko sześcioletnich szkrabów, który z pełną powagą tłumaczył im, dlaczego Majka nie potrzebuje dzisiejszego zwycięstwa, albo co to jest ucieczka i dlaczego cały peleton nie tworzy ucieczki, no albo dlaczego nie mogą przybić piątki kolarzom. Super postawa. Niech młode się uczą.
Podczas oczekiwania na zawodników nie można było się nudzić
A teraz sam peleton
Etap w pięknym stylu wygrał Czech - VAKOC Petr (tak, musiałem sprawdzić na oficjalnej stronie, bo pierwszy raz o nim słyszę). Na ostatnim okrążeniu niemalże zdublował wlekących się, ostatnich zawodników peletonu. Co za styl! A, zapomniałem, że przed wjazdem na Nowy Świat, prowadził jakieś 30 km w ucieczce.
Na koniec, po finiszu, nie mogłem sobie odmówić przejazdu kawałkiem trasy TdP. Nie wiem jak oni jechali po bruku 60km/h skoro mi przy 20 prawie rower połamało.
Było fantastycznie, kolarskie święto i to u mnie w mieście. Coś wspaniałego, nie da się tego opisać słowami. Niestety, po wyścigu, na ustach został posmak polskiej cebuli. Frustracja kierowców jest tak totalnie idiotyczna, że nie wymaga komentarza. Co z tego, że cała kolarska Europa ogląda naszą piękną stolicę, skoro miasto nam korkujo. 1. Etap zagraniczne media komentują mniej więcej w ten sposób: "Wow, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! Czy Polacy są do takich warunków przyzwyczajeni, że nie przerwali wyścigu? Silny naród!" Jak Waszym zdaniem będą komentować drugi etap po zderzeniu się z wysokim stężeniem cebuli na polskich portalach informacyjnych?
Na początku startowały młodziki. Zainteresowanie przechodniów 0, kibiców 0, pan przewodnik opowiadał garstce turystów o historii Bristolu, który akurat złapał się na zdjęciu. Pewnie wyglądałem dość dziwnie stojąc sam i dopingując na całe gardło zarzynających się młodzików, no ale w końcu po to tu przyjechałem.
Jedna, jedyna, oprócz mnie, zainteresowała się mała dziewczynka, która poprosiła tatę o zdjęcie
Tymczasem, młodzież dalej katowała swoje Krossy, Whistlery i inne typowo normalne rowery.
Robią robotę
Pojechałem zrobić dalszy rekonesans w kierunku mety
Po wyścigu młodzieży pozostały dwie godziny do przyjazdu głównego peletonu prosów. Pojechałem więc na Agrykolę.. i ogólnie tak jeździłem na tym rowerze po mieście bez celu, to tu, to tam. Okazało się, że niestety, inni tak nie mogli.
Wróciłem na pl. Teatralny (bez żadnych trudności), żeby zająć miejsce. Kibiców było mnóstwo. Wielu przypadkowych, wielu zagorzałych fanów kolarstwa, którym łezka kręciła się w oku, że etap TdP ma być właśnie u nich w mieście. Było też dużo dzieci. Tu chciałbym pozdrowić nieznajomego tatę dwójki, na oko sześcioletnich szkrabów, który z pełną powagą tłumaczył im, dlaczego Majka nie potrzebuje dzisiejszego zwycięstwa, albo co to jest ucieczka i dlaczego cały peleton nie tworzy ucieczki, no albo dlaczego nie mogą przybić piątki kolarzom. Super postawa. Niech młode się uczą.
Podczas oczekiwania na zawodników nie można było się nudzić
A teraz sam peleton
Koleś ze Sky podpieprzył mi bidon
Etap w pięknym stylu wygrał Czech - VAKOC Petr (tak, musiałem sprawdzić na oficjalnej stronie, bo pierwszy raz o nim słyszę). Na ostatnim okrążeniu niemalże zdublował wlekących się, ostatnich zawodników peletonu. Co za styl! A, zapomniałem, że przed wjazdem na Nowy Świat, prowadził jakieś 30 km w ucieczce.
Na koniec, po finiszu, nie mogłem sobie odmówić przejazdu kawałkiem trasy TdP. Nie wiem jak oni jechali po bruku 60km/h skoro mi przy 20 prawie rower połamało.
Było fantastycznie, kolarskie święto i to u mnie w mieście. Coś wspaniałego, nie da się tego opisać słowami. Niestety, po wyścigu, na ustach został posmak polskiej cebuli. Frustracja kierowców jest tak totalnie idiotyczna, że nie wymaga komentarza. Co z tego, że cała kolarska Europa ogląda naszą piękną stolicę, skoro miasto nam korkujo. 1. Etap zagraniczne media komentują mniej więcej w ten sposób: "Wow, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! Czy Polacy są do takich warunków przyzwyczajeni, że nie przerwali wyścigu? Silny naród!" Jak Waszym zdaniem będą komentować drugi etap po zderzeniu się z wysokim stężeniem cebuli na polskich portalach informacyjnych?
- DST 74.88km
- Czas 03:29
- VAVG 21.50km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 42.0°C
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Tour de Pologne w Warszawie
al. KEN
Wszyscy zachwycamy się sukcesami naszych kolarzy na światowych Tourach. Niestety, w większości robimy to tylko przed ekranem telewizora i w społecznościowych internetach. Słaba frekwencja na polskich wyścigach spowodowana jest głównie przez brak reklamy ze strony organizatorów. Przykładowo, na ostatnich wyścigach kolarskich na Torze Stegny stawiła się garstka kibiców, ze względu na brak jakiejkolwiek informacji o tym wyścigu umieszczonej gdziekolwiek.Pora to zmienić! Podrzucam Wam trasę II etapu Tour de Pologne z metą w Warszawie. Stawmy się tłumnie na linii trasy, pokażmy, że ten sport nie jest (aż tak) niszowy! Jak podaje ratusz, pierwsi kolarze w stolicy pojawią się o 15:30. Obecność obowiązkowa! Po to są kibice, żeby kibicować. Widzimy się na mecie!
Ps. Dodatkowo można wyrwać jakiś gadżet typu pro bidon.
- DST 46.45km
- Czas 02:03
- VAVG 22.66km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 36.0°C
- Kalorie 911kcal
- Podjazdy 243m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Niedziela, 27 lipca 2014
Kategoria >24kmph, Dystansówki > 50 km, Grupą, Łańcuch, Pro
Święte La Grande Boucle 150
To była najbardziej awaryjna wycieczka jaką kiedykolwiek pojechałem. Mój rower to jeden wielki defekt. Pierwsza guma zaliczona została w Modlinie, druga w bliżej niezlokalizowanym miejscu. Druga guma była wynikiem wjechania w wielki krater na szosie, co rozpieprzyło mi również piastę i obręcz. Wklęśnięcie obręczy raczej się nie wyklepie, więc w końcu będę musiał sprawić sobie nowe koła.
szefunio
Jak zwykle, totalnie nieznajome osoby zachowywały się względem siebie jak najlepsi przyjaciele. Pomagali sobie w kryzysach, dzielili się wodą, narzędziami, a mi nawet ktoś zaoferował swój rower, żebym mógł wrócić na miejsce defektu po pozostawioną tam rzecz. Rzadko spotyka się coś takiego. Pięknie!Otuchy dodawali nam dopingujący przechodnie. Dzieciaki do nas machały, a Janusze wykrzykiwali nieartykułowane dźwięki. Pewnie chodziło im o "allez, allez!", czy coś w tym rodzaju.
Mimo 40-stopniowego skwaru, gorącego wiatru w twarz i mocnego tempa, ciężko było zrezygnować i odpaść z peletonu, ponieważ jechały z nami dziewczyny i solidnie dawały sobie radę. Gratulacje!
Dlaczego święta? A bo sam ksiądz poświęcił
©Mick&Bike
To co najbardziej podoba mi się w La Grande Boucle, to fakt, iż w peletonie jadą najróżniejsi kolarze i rowerzyści. Od MTB po karbonowe cacka jak Wilier Triestina. Ostatnio przytrafił się długowłosy, młody chłopak na turystycznym góralu, z napędem błagającym o kroplę jakiegokolwiek smaru. Przejechał trasę tak samo jak najpiękniejsze Bianchi, czy inne Meridy.
Do tej pory, kolarz z rowerem po prababci miał do wyboru patrzenie jak na pierwszych kilometrach zrywa go Rondo Babka, przejazd 30-40km z Ośką Warszawa i powrót do domu na bombie życia, albo wyjście na Masę Krytyczną, co jest już totalną porażką. La Grande Boucle to idealny wybór.
Pomimo defektów i powrotu do domu na bombie z rozklekotaną piastą, wieczór spędziłem również godnie kolarsko tłumacząc fance piłki nożnej podstawy taktyki na powtórce z Tour de France.
...oczywiście z "izotonikiem"
Po filmy i więcej zacnych zdjęć z La Grande Boucle zapraszam na facebooka Cyklisty w Warszawie i Mick&Bike
(oni akurat mają kolorowe)
To co najbardziej podoba mi się w La Grande Boucle, to fakt, iż w peletonie jadą najróżniejsi kolarze i rowerzyści. Od MTB po karbonowe cacka jak Wilier Triestina. Ostatnio przytrafił się długowłosy, młody chłopak na turystycznym góralu, z napędem błagającym o kroplę jakiegokolwiek smaru. Przejechał trasę tak samo jak najpiękniejsze Bianchi, czy inne Meridy.
Do tej pory, kolarz z rowerem po prababci miał do wyboru patrzenie jak na pierwszych kilometrach zrywa go Rondo Babka, przejazd 30-40km z Ośką Warszawa i powrót do domu na bombie życia, albo wyjście na Masę Krytyczną, co jest już totalną porażką. La Grande Boucle to idealny wybór.
Pomimo defektów i powrotu do domu na bombie z rozklekotaną piastą, wieczór spędziłem również godnie kolarsko tłumacząc fance piłki nożnej podstawy taktyki na powtórce z Tour de France.
...oczywiście z "izotonikiem"
Po filmy i więcej zacnych zdjęć z La Grande Boucle zapraszam na facebooka Cyklisty w Warszawie i Mick&Bike
(oni akurat mają kolorowe)
- DST 163.70km
- Czas 06:10
- VAVG 26.55km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 40.0°C
- Kalorie 2968kcal
- Podjazdy 357m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103