Wpisy archiwalne w kategorii
Łańcuch
Dystans całkowity: | 11465.04 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 465:44 |
Średnia prędkość: | 24.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 77.50 km/h |
Suma podjazdów: | 15429 m |
Suma kalorii: | 72393 kcal |
Liczba aktywności: | 227 |
Średnio na aktywność: | 50.51 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Szalona niekompetencja typa z rowerowego
Zrobiłem to. Wygrałem nierówną walkę z zapieczonym mostkiem. Wypróbowałem wszystkie sposoby znalezione w internertach, jak i te, które proponowaliście mi Wy. Niestety, poskutkowała metoda najbardziej drastyczna - wycięcie.
Zalewanie kretem z wrzątkiem
Zmiana wysokości mostka, a w tym przypadku również jego wymiana, była konieczna. Jadąc obok kolarskich kolegów na pro szosach, przez moją pozycję na rowerze, czułem się jakbym jechał na Jubilacie, dodatkowo mostek był dla mnie zbyt długi. Niby to jedna z prostszych regulacji w rowerze, a jednak męczyłem się z tym 6 dni. Taki uparty był.
Ciach! [pro tip]: Aluminium tnie się łatwiej jeśli ostrze piły posmaruje się naftą
Zawiodły takie metody jak próby zwykłego wykręcania, ostukiwania, zalewania penetratorami, kretem, ogrzewania ogrzewnicą, czy próby wbicia go do środka rury sterowniczej przy pomocy pięciokilowego młota. Grill
Jedyne remedium na taką usterkę to wysoka temperatura. W tym przypadku robotę zrobiło czterokrotne rozgrzanie rury sterowniczej wraz z resztką mostka, którą należy następnie ostudzić w zimnej wodzie. A, bez imadła też się nie obyło.
Jęk odpuszczającego ścisku po kilkudziesięciu godzinach zmagań to najpiękniejszy dźwięk dla męskich uszu.
To teraz przejdę to głównego tematu tego wpisu. Chcąc dodać mojej szosie nieco sportowego wyglądu, postanowiłem założyć mostek ahead wraz z reduktorem na stery klasyczne. Pojechałem więc po te części do mojego ulubionego sklepu rowerowego. Taki zaciszny kątek prowadzony przez studentów na samym końcu świata. Nie podam jednak jego nazwy, ponieważ nie chcę psuć mu reputacji przez pojedynczy wybryk pracownika, którego płeć również pominę ;) hehe. "Dzień dobry, poproszę reduktor ahead 22,2mm na stery klasyczne do kierownicy 25 z hakiem." Pracownik niewiele mówiąc spytał się, czy w macie, czy błyszczący. Jasne, że błyszczący. Otrzymawszy potrzebne części wróciłem do domu i jakież było moje zdziwienie, że mostek ma średnicę ~28mm, a reduktor ~25mm (czyli niestandardową). Dodatkowym udziwnieniem był fakt, że reduktor o średnicy 22,2 (czyli prawidłowej) do rury sterowniczej wchodził topornie. Mimo wszystko, mostka i tak na nim nie dało się zacisnąć. Trudno, trzeba było jechać znów na drugi koniec świata i wymienić którąś z części. Niestety, była sobota, a sklep czynny był tylko do 15. W niedzielę był zamknięty. Tak pracownik mojego ulubionego sklepu pozbawił mnie roweru na cały długi weekend. Dzięki! Niezrozumiałe dla mnie jest to, jak można być tak szalenie niekompetentnym i, jako ekspert, oferować klientowi dwie niepasujące do siebie części, które w zamierzeniu miały stanowić całość.
Stawiłem się w sklepie dopiero w poniedziałek. Reduktora niestety mi nie wymieniono, ponieważ porysowałem go podczas montażu. W sumie zrozumiała sprawa. Otrzymałem nowy reduktor o odpowiednich wymiarach z rabatem ~5 PLN. Dzięki mój ulubiony sklepie. Więcej już do Ciebie nie wpadnę za Twoją bezczelność.
Takim sposobem serwis, który powinien trwać nie więcej niż 20 minut, przeciągnął się na 6 dni. Mimo wszystkich niedogodności, efekt końcowy zadowala mnie jak najbardziej. Mostek jest krótszy, wysokość kierownicy idealna. No i w końcu relacja kierownica - siodełko jest taka, jaka być powinna. Klasa.
Następnym razem, w sklepie rowerowym zjawię się z całym zestawem narzędzi, żeby wszystko dokładnie sprawdzić na miejscu. Ba, nawet dętki będę sprawdzał, czy na pewno dają mi 28"
Powrót na szosę po tak długim czasie poskutkował zakwasami. Zapomniałem nawet, że coś takiego jak zakwasy istnieje.
- DST 52.83km
- Czas 02:11
- VAVG 24.20km/h
- VMAX 48.00km/h
- Kalorie 1052kcal
- Podjazdy 306m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Zapieczony mostek - podejście setne, ostateczne
Miarka się przebrała, pora wyciągnąć ciężką artylerię.
Od początku sezonu zmagam się z zapieczonym mostkiem w rurze widelca. Ale nie takim zapieczonym, że ciężko idzie. Takim zapieczonym, jakby ktoś zaspawał, mur beton.
3 lata temu podwyższyłem sobie kierownicę, tak żeby stopniowo przyzwyczajać się do szosowej pozycji na rowerze i konsekwentnie ją obniżać. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po dwóch latach mostek odmówił współpracy.
Próbowałem wszystkiego, metod siłowych takich jak ukręcanie, ciągnięcie, wpychanie. Dźwignie, prowizoryczne prasy, konstrukcje nie z tej ziemi. Nie pominąłem też sposobów ciężkiego kalibru jak próby wbicia mostka do środka rury sterowniczej przy pomocy pięciokilogramowego młota. Mostek miał również etap konsultacji z moją osobistą panią chemik i był zalewany takimi trunkami jak cola, nafta, po roztwór kreta. Po tych wszystkich zabiegach, mostek nie drgnął nawet o milimetr. NAWET O MILIMETR! Jak widać chemia nie pomogła, więc przypomniałem sobie podstawy jakich nauczyłem się na fizie w gimbazie. Rozgrzałem mostek nagrzewnicą ręczną (taka męska suszarka do włosów) i dalej się z tym siłowałem. Rezultat również żaden.
Zbyt wysoki mostek przestał być już dla mnie wygodny, a poza tym wyglądał fatalnie.
Po zmarnowanych kilku dniach na kąpielach w zalecanych mu specyfikach, po zbiciu sobie kostek dłoni różnego rodzaju młotkami pomyślałem, że nowy mostek to koszt rzędu... 20 złotych.
Dziś będzie blitzkrieg. Szlachtuję diabelstwo. Rurę sterowniczą wrzucam w ognisko, a po nagrzaniu, resztę mostka zanurzam w zimnej wodzie. Taka różnica temperatur powinna to ruszyć. Dodatkowym atutem metody są kiełbaski z grilla na obiad.
Chyba, że macie jeszcze jakieś inne pomysły jak temu zaradzić? Moim zdaniem wykorzystałem wszystkie możliwe.
- DST 68.00km
- Czas 02:42
- VAVG 25.19km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Kategoria Łańcuch, Trening > 20 kmph i < 24kmph
Agra
5 podjazdów Agrykolą
- DST 33.50km
- Czas 01:25
- VAVG 23.65km/h
- VMAX 56.00km/h
- Kalorie 689kcal
- Podjazdy 161m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Jak jeździć w deszczu
Ronda Pilipinas Cycling Tour, ©ANDREW TADALAN
Korzystając z ubłoconego roweru po wczoraj i pamiętając, że pogoda na rower jest tylko dobra, albo bardzo dobra, wyszedłem na szosę w strugach deszczu. Po 40 km miałem najbardziej zasyfiony rower w całej karierze. Wypracowałem kilka zasad, których należy się trzymać, jeśli chce się utrzymać w pionie na mokrej szosie i się nie połamać.
Najgorsze jest pierwsze kilka minut deszczu, kiedy jeszcze woda nie zdążyła spłukać smarów zalegających na ulicy. Szosowe opony mają wtedy taką samą przyczepność, co na lodowisku. Wtedy trzeba uważać najbardziej.
Ze świateł należy ruszać z cięższym przełożeniem niż zazwyczaj. To zapobiegnie boksowaniu tylnego koła i glebie wprost pod ruszające samochody.
Jeśli akurat jedziesz po drodze dla rowerów, omijaj wszystkie znaki poziome (namalowane rowery, pasy, itp.). Te znaki na ulicy są malowane specjalną antypoślizgową farbą (po tym, jak jakiś poseł poślizgnął się na nich na motorze), natomiast znaki poziome na DDR są tak śliskie w deszczu, że możesz wyłożyć się do poziomu bez wykonywania jakichś szczególnie dynamicznych ruchów.
Po trzecie, tory. Każdy na oponach 700x23c i węższych wie, czym skutkuje najechanie na szynę pod złym kątem (... no, nie każdy.). W deszczu, nawet jeśli się postarasz, żeby szyna nie podcięła Ci przedniego koła, to zawsze możesz się na niej poślizgnąć. Szczególnie niebezpiecznie jest na rondach z przejazdem dla tramwajów. Opony podczas skrętu potrzebują dodatkowej przyczepności. Mokra stal torów ma zerową. Driftowałem tak już wiele razy i chyba jedynym środkiem zapobiegawczym jest ich przeskoczenie.
Jeśli wozisz ze sobą jakąś elektronikę, dobrym patentem jest mieć zawsze przy sobie gumową rękawiczkę. Przyda się przy drobnych naprawach na trasie (szczególnie jeśli masz akurat białą owijkę), a w deszczu posłuży jako ochrona przed wilgocią np. dla telefonu.
No i najważniejsze, hamowanie przednim hamulcem to samobójstwo.
Elizabeth Armitstead, ©Pool/Getty Images Europe
- DST 40.12km
- Czas 01:39
- VAVG 24.32km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 814kcal
- Podjazdy 239m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Czwartek, 7 sierpnia 2014
Kategoria Duet, Łańcuch, Wycieczki krajobrazowe < 20kmph
Tak zwyczajnie
Porzuć prędkość średnią, kadencję i inne kolarskie pierdoły i weź dziewczynę na rower.
Podziwiaj burzę nad Warszawą znad brzegu Wisły i odkryj prom wodny
Podziwiaj burzę nad Warszawą znad brzegu Wisły i odkryj prom wodny
- DST 71.91km
- Czas 04:00
- VAVG 17.98km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1154kcal
- Podjazdy 405m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Nie śpię, bo jeżdżę na rowerze
Czyli Nocna Pojazdówka z Cyklistą w Warszawie.
- DST 79.22km
- Czas 03:02
- VAVG 26.12km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1468kcal
- Podjazdy 95m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Zgubione km #3
- DST 16.70km
- Czas 00:37
- VAVG 27.08km/h
- Kalorie 334kcal
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Kategoria Trening > 20 kmph i < 24kmph, Pro, Łańcuch
II etap Tour de Pologne 2014
Tak jak zapowiedziałem, skróciłem swoją codzienną rundę i podjechałem na Plac Teatralny. W końcu to również moje święto. Stolica dzisiaj była w stu procentach kolarska.
Na początku startowały młodziki. Zainteresowanie przechodniów 0, kibiców 0, pan przewodnik opowiadał garstce turystów o historii Bristolu, który akurat złapał się na zdjęciu. Pewnie wyglądałem dość dziwnie stojąc sam i dopingując na całe gardło zarzynających się młodzików, no ale w końcu po to tu przyjechałem.
Jedna, jedyna, oprócz mnie, zainteresowała się mała dziewczynka, która poprosiła tatę o zdjęcie
Tymczasem, młodzież dalej katowała swoje Krossy, Whistlery i inne typowo normalne rowery.
Robią robotę
Pojechałem zrobić dalszy rekonesans w kierunku mety
Po wyścigu młodzieży pozostały dwie godziny do przyjazdu głównego peletonu prosów. Pojechałem więc na Agrykolę.. i ogólnie tak jeździłem na tym rowerze po mieście bez celu, to tu, to tam. Okazało się, że niestety, inni tak nie mogli.
Wróciłem na pl. Teatralny (bez żadnych trudności), żeby zająć miejsce. Kibiców było mnóstwo. Wielu przypadkowych, wielu zagorzałych fanów kolarstwa, którym łezka kręciła się w oku, że etap TdP ma być właśnie u nich w mieście. Było też dużo dzieci. Tu chciałbym pozdrowić nieznajomego tatę dwójki, na oko sześcioletnich szkrabów, który z pełną powagą tłumaczył im, dlaczego Majka nie potrzebuje dzisiejszego zwycięstwa, albo co to jest ucieczka i dlaczego cały peleton nie tworzy ucieczki, no albo dlaczego nie mogą przybić piątki kolarzom. Super postawa. Niech młode się uczą.
Podczas oczekiwania na zawodników nie można było się nudzić
A teraz sam peleton
Etap w pięknym stylu wygrał Czech - VAKOC Petr (tak, musiałem sprawdzić na oficjalnej stronie, bo pierwszy raz o nim słyszę). Na ostatnim okrążeniu niemalże zdublował wlekących się, ostatnich zawodników peletonu. Co za styl! A, zapomniałem, że przed wjazdem na Nowy Świat, prowadził jakieś 30 km w ucieczce.
Na koniec, po finiszu, nie mogłem sobie odmówić przejazdu kawałkiem trasy TdP. Nie wiem jak oni jechali po bruku 60km/h skoro mi przy 20 prawie rower połamało.
Było fantastycznie, kolarskie święto i to u mnie w mieście. Coś wspaniałego, nie da się tego opisać słowami. Niestety, po wyścigu, na ustach został posmak polskiej cebuli. Frustracja kierowców jest tak totalnie idiotyczna, że nie wymaga komentarza. Co z tego, że cała kolarska Europa ogląda naszą piękną stolicę, skoro miasto nam korkujo. 1. Etap zagraniczne media komentują mniej więcej w ten sposób: "Wow, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! Czy Polacy są do takich warunków przyzwyczajeni, że nie przerwali wyścigu? Silny naród!" Jak Waszym zdaniem będą komentować drugi etap po zderzeniu się z wysokim stężeniem cebuli na polskich portalach informacyjnych?
Na początku startowały młodziki. Zainteresowanie przechodniów 0, kibiców 0, pan przewodnik opowiadał garstce turystów o historii Bristolu, który akurat złapał się na zdjęciu. Pewnie wyglądałem dość dziwnie stojąc sam i dopingując na całe gardło zarzynających się młodzików, no ale w końcu po to tu przyjechałem.
Jedna, jedyna, oprócz mnie, zainteresowała się mała dziewczynka, która poprosiła tatę o zdjęcie
Tymczasem, młodzież dalej katowała swoje Krossy, Whistlery i inne typowo normalne rowery.
Robią robotę
Pojechałem zrobić dalszy rekonesans w kierunku mety
Po wyścigu młodzieży pozostały dwie godziny do przyjazdu głównego peletonu prosów. Pojechałem więc na Agrykolę.. i ogólnie tak jeździłem na tym rowerze po mieście bez celu, to tu, to tam. Okazało się, że niestety, inni tak nie mogli.
Wróciłem na pl. Teatralny (bez żadnych trudności), żeby zająć miejsce. Kibiców było mnóstwo. Wielu przypadkowych, wielu zagorzałych fanów kolarstwa, którym łezka kręciła się w oku, że etap TdP ma być właśnie u nich w mieście. Było też dużo dzieci. Tu chciałbym pozdrowić nieznajomego tatę dwójki, na oko sześcioletnich szkrabów, który z pełną powagą tłumaczył im, dlaczego Majka nie potrzebuje dzisiejszego zwycięstwa, albo co to jest ucieczka i dlaczego cały peleton nie tworzy ucieczki, no albo dlaczego nie mogą przybić piątki kolarzom. Super postawa. Niech młode się uczą.
Podczas oczekiwania na zawodników nie można było się nudzić
A teraz sam peleton
Koleś ze Sky podpieprzył mi bidon
Etap w pięknym stylu wygrał Czech - VAKOC Petr (tak, musiałem sprawdzić na oficjalnej stronie, bo pierwszy raz o nim słyszę). Na ostatnim okrążeniu niemalże zdublował wlekących się, ostatnich zawodników peletonu. Co za styl! A, zapomniałem, że przed wjazdem na Nowy Świat, prowadził jakieś 30 km w ucieczce.
Na koniec, po finiszu, nie mogłem sobie odmówić przejazdu kawałkiem trasy TdP. Nie wiem jak oni jechali po bruku 60km/h skoro mi przy 20 prawie rower połamało.
Było fantastycznie, kolarskie święto i to u mnie w mieście. Coś wspaniałego, nie da się tego opisać słowami. Niestety, po wyścigu, na ustach został posmak polskiej cebuli. Frustracja kierowców jest tak totalnie idiotyczna, że nie wymaga komentarza. Co z tego, że cała kolarska Europa ogląda naszą piękną stolicę, skoro miasto nam korkujo. 1. Etap zagraniczne media komentują mniej więcej w ten sposób: "Wow, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! Czy Polacy są do takich warunków przyzwyczajeni, że nie przerwali wyścigu? Silny naród!" Jak Waszym zdaniem będą komentować drugi etap po zderzeniu się z wysokim stężeniem cebuli na polskich portalach informacyjnych?
- DST 74.88km
- Czas 03:29
- VAVG 21.50km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 42.0°C
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103
Niedziela, 3 sierpnia 2014
Kategoria Łańcuch, Trening > 20 kmph i < 24kmph
Zgubione km #2
- DST 38.77km
- Czas 01:44
- VAVG 22.37km/h
- Kalorie 620kcal
- Podjazdy 21m
Zgubione km #1
- DST 57.91km
- Czas 02:25
- VAVG 23.96km/h
- VMAX 51.00km/h
- Kalorie 1219kcal
- Podjazdy 320m
- Sprzęt Peugeot Carbolite 103